wtorek, 13 listopada 2012

Spotkanie z Marią, czyli tenis według Oleńki

Gdy w 2003 roku po raz pierwszy zobaczyłam słowiańską piękność, nie mogłam  oderwać od niej wzroku. Ponad 180 centymetrów wzrostu; niesamowicie zgrabna, szczupła; bliżej przypominająca modelkę, aniżeli Steffi Graff czy umięśnioną Serenę Williams. Rok później ta sama Rosjanka pada na kolana na wimbledońskiej trawie, pokonując w finale wyżej wspomnianą Amerykankę. 


Przez cały turniej odznaczała się niesamowitą formą, a także subtelnością, gracją i młodzieńczą świeżością. To właśnie wówczas poznał ją świat. Dziś jest jedną z najlepiej zarabiających sportsmenek świata, jedną z najpiękniejszych kobiet świata, jedną z najbardziej opłacalnych twarzy świata, wreszcie – jedną z najlepszych tenisistek świata. Maria Sharapova!

Przyszła na świat w kwietniu 1987 roku w Rosji, lecz jako mała dziewczynka emigrowała z ojcem do USA, szukając lepszego bytu. Tam słynny Jurij Sharapov zapisał Maszę do tenisowej akademii i okazało się to strzałem w dziesiątkę oraz kluczem do przyszłego bogactwa, wówczas dość biednej rodziny. Rok 2004, a uściślając czerwiec, był przełomem w karierze Rosjanki. Wówczas wygrała swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł, najbardziej prestiżowy turniej- Wimbledon. To właśnie na londyńskiej trawie zaczęła się przygoda uroczej Maszy. Jeszcze w tym samym roku Masza wygrała WTA Championships.



Przygoda nie tylko sportowa.
Sponsorzy dobijali się do niej drzwiami i oknami. Dziś Sharapova ma podpisane lukratywne kontrakty opiewające na ogromnych sumach. I tak myliłby się ten, kto sądzi, że Masza, jak inne zawodniczki, dostaje sukienkę, na której wygląd nie ma wpływu. Sharapova kocha modę i wraz z Nike tworzy swoje tenisowe kreacje, które są utrzymane w modnych kolorach i fasonach. Czasem rosyjską tenisistkę można dojrzeć w pierwszych rzędach pokazów mody. Ona sama otwarcie przyznaje, że kocha ubrania. Hmm… prawdziwa kobieta 

W sporcie jak to w sporcie, raz na wozie, raz pod wozem. Raz cię kochają, raz nienawidzą. Sharapova na swój kolejny tytuł wielkoszlemowy czekała ponad dwa lata – dopiero w 2006 roku wygrała US Open (do dziś pamiętam tą przepiękną sukienkę z finału i rozwalone trofeum!). Półtorej roku później Masza cieszyła się z kolejnego triumfu – tym razem w Melbourne podczas Australian Open.


Marię Sharapovą albo się kocha albo nienawidzi. Ale przeciwnicy Rosjanki nie odmówią jej na pewno jednego – ambicji. Zawsze z uniesioną głową, bez rzucania rakietą o kort, bez niepotrzebnych fochów, wiecznie z zaciśniętą pięścią –  Maria Sharapova to dla mnie sto procent profesjonalizmu. A nawet milion. Co tak naprawdę może być irytujące w Rosjance? Wielu zarzuca jej wydawanie jęków na korcie, zarozumiałe miny, odwracanie się plecami do przeciwniczki po każdym punkcie czy zarządzenie sprawdzenia punktu mimo, że był widoczny aut. Niewątpliwie są to znaki rozpoznawalne Maszy na korcie, ale Rosjanka nigdy z kortu nie zeszła ze spuszczoną głową i wychodziła na prostą nawet w najtrudniejszych momentach kariery.

Do kolekcji brakowało jedynie złotego medalu olimpijskiego i wielkoszlemowego French Open. Na początku 2008 roku Masza prezentowała znakomitą formę i wydawało się, że złoto olimpijskie to tylko kwestia miesięcy. Niestety Sharapovej przytrafiła się paskudna kontuzja barku. Kilka miesięcy przerwy, odwlekany powrót, operacja… Po kontuzji Masza musiała zmienić technikę serwisu, co znacząco wpływało na jej grę. Z dnia na dzień rosły popełniane przez nią podwójne błędy serwisowe. Kariera Rosjanki niewątpliwe stała pod znakiem zapytania. Eksperci niewierzyli w wielki powrót Marii dopóki nie stał on się faktem. Pod okiem nowego trenera jej kariera ponownie nabrała tempa, lecz nadal nie było kolejnego zwycięstwa w Wielkim Szlemie, ale Sharapova dochodziła do finałów, gdzie przegrywała z Petrą Kvitovą czy Vicktorią Azarenką – czyli młodszymi koleżankami. Dopiero w tym roku Masza zdobyła swój upragniony tytuł na kortach Rolanda Garrosa. Udało jej się także zagrać w olimpijskim finale, lecz tam poległa z Sereną Williams. 


Rok 2012 był ważnym rokiem dla Rosjanki. Po zdobyciu Wielkiego Szlema i srebrnego medalu wydawać się mogło, że zaplanowany ślub na listopad ze słoweńskim koszykarzem – Sashą Vujacicem będzie świetnym podsumowaniem bardzo dobrego sezony dla Sharapovej. Ślub został jednak odwołany, co ogłosiła tenisistka podczas tegorocznego US Open.

Cenię w Maszy grację, ambicje, siłę i styl. Łączy w niesamowity sposób na korcie bycie niesamowicie zdolną tenisistką, a przy tym pozostając stylową, piękną i pełną gracji kobietą. Dla mnie jest nie tylko idolką z dzieciństwa, ale także wzorem do naśladowania dziś. Tenis to sport elegancki, a Maria wspaniale wpasowuje się w tą elegancje. Kobieta sukcesu, kobieta w stu procentach spełniona. Taka oto Maria Sharapova.


Brak komentarzy: